czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział Drugi




Kilka słów ma większą wartość, niż diamenty, które są wieczne
Kilka ostatnich kroków z Tobą przejdę
Trzymam Cię mocno za rękę, idąc przez tłum nieznajomych
Nie możesz się już zgubić, nie ma mowy




Według Piotrka, nadal jesteś ze mną. Nadal czuwasz i patrzysz na mnie nie wiem skąd, bo nie wiem czy niebo istnieje, nie wiem czy Bóg istnieje, nie wiem już nic. Chciałbym czuć Twoją duchową obecność. Nadal boję się ruszyć, a już dawno powinienem, bo błądzę w tym cholernym kole uczuć Emilko.


Nadal jestem niczym małe dziecko, które przed kąpielą wkłada duży palec od nogi do wody by sprawdzić czy aby nie jest za gorącą. Na twarzy wymalowane ma obawy, bo panicznie boje się, że straszny potwór chowający się pod owocową pianą wciągnie mnie w czeluści swojej groty. Jestem takim dzieckiem, dla którego zwykły dzień jest niesamowitą misją, misją która mam coraz bardziej ochotę zakończyć.


Mam ochotę na czystą egzystencje. Nie chce chodzić na treningi, nie chce jeść, pić, wychodzić do pubu. Chce wegetacji.  Wiem, że jest trochę za późno byś wróciła. Czas najwyższy wrócić do gry, gry o swoje marzenia, o swoje życie, o miłość. Czas zapomnieć o przeszłości, przeszłości której tak bardzo pragnę, pragnę by stała się teraźniejszością i przyszłością. Znów staje się siatkarską maszyną do zabijania, znów nie ma ataku którego bym nie skończył, znów wraca ten stary dobry Kosa, tylko czegoś mu brakuje, brakuje mu błysku w oku, brakuje mu starego charakteru, który nigdy już nie wróci.  Stoję w korku wracając z treningu i niewątpliwie czekam, aż będę w domu, by móc wyjść na swój mały taras i popatrzeć w niebo, by między chmurami wyszukiwać Ciebie, by z uśmiechem na ustach powiedzieć Ci jak bardzo Cię kocham, byś wiedziała że słowa te skierowane są tylko i wyłącznie do Ciebie, Ciebie której już nie ma obok mnie.  Chce znów przymknąć powieki i widzieć Twoją roześmianą twarz która mówi mi, że śniadania dziś nie będzie, bo nie chce Ci się go przygotować. Znów chce Cię widzieć w mojej niebieskiej ‘wyjściowej’ koszuli. Chce słyszeć Twój doping na meczach. Chce Tylko Ciebie ! Czy to takie dziwne?


Byłaś najlepszą rzeczą jaka mi się przytrafiła w życiu. Byłaś. Będziesz. Zostaniesz w moim sercu na wieki. Nie umiem funkcjonować bez Ciebie i to jest chyba najgorsze.  Nigdy nie przypuszczałem, że oddam we władania kobiecie swoje serce i umysł. Ja wieczny zdobywca, egoista i kawaler. Ja którego codzienną misją jest zaliczenie w miarę ładnej panienki. Wtedy pojawiłaś się Ty, Emilko, zmieniłaś mnie tak, że nikt mnie nie poznaje, stałem się nikim bez Ciebie. Zabrałaś ze sobą moje serce i żyje z wyrwą w klatce piersiowej i wiem, że nikt nie pomoże mi ukryć bólu, nikt nie da mi nowego serca, a dziura ta zalana jest wielkim, twardym kamieniem znieczulicy i goryczy.


Czasami wydaje mi się, że jestem gdzieś sam na cholernym pustkowiu, stoję na wysokim urwisku, patrzę w dół, gdzie zimne fale oceanu z wielką siłą uderzają o skały. Widzę pianę która wydobywa się ze słonej wody.  Słyszę Twój głos, widzę jak toniesz, jak ta przeraźliwa otchłań wciąga Cię, jak próbujesz krzyczeć, ratować się, próbujesz łapać oddech. Twoja biała sukienka i ciemne włosy rozpływają się wszędzie, a ja nie wiem co mam zrobić.  Robię krok przed siebie, spadam, lecę i nagle moja głowa roztrzaskuje się z impetem o ostre skały. Mętnym wzrokiem widzę jak odpływasz, jak wyciągasz do mnie mała dłoń, której nie mogę chwycić, nasze palce się mijają. Patrzę jak odchodzisz i nic nie mogę zrobić. Wtedy właśnie się budzę krzycząc z całych sił. Moje czoło pokryte jest potem, serce bije jak oszalałe,  a z oczu wydobywają się łzy, łzy chyba ze szkła, bo ranią mnie doszczętnie. Nie wiem co zrobić, ręce drżą jak oszalałe, teraz właśnie Cię potrzebuje, byś usiadła obok mnie, przytuliła, chcę poczuć Twoje ciepło. Chce usłyszeć, że to był tylko straszny sen, że to był koszmar, choć sam to wiem, pragnę to usłyszeć z Twoich ust.


Stoję na balkonie w dłoni dzierżąc kubek gorącej jeszcze kawy, która obficie paruje. Rzeszów budzi się do życia, czerwone słońce mozolnie wychodzi na niebo, szum samochodów i dziesiątki ludzi na ulicach to chyba codzienność. Nie myślę już o Tobie tak często, bynajmniej się staram.  Mimo, że usta się śmieją, to dusza nie ma blasku.

-Żesz kurwa mać! Znowu- do moich uszu dobywa i ta symfonia. Głos ten jest damski bardzo melodyjny. Miły dla ucha. Stawiam kubek na parapecie i podchodzę do balustrady wychylając się lekko za nią by sprawdzić co się dzieje. Widzę jak na dół do ogródka spada kilka par staników. Oczy wytrzeszczają mi się lekko i w ogólnym rozrachunku zaczynam się śmiać.- Nie wiem co Pana tak śmieszy- pyta dziewczyna, przekręcam się lekko i podnoszę głowę do góry. Widzę długie, piękne blond włosy, błękitne oczy.

-Jesteś piękna- paplam bez zastanowienia.

-Dziękuje, ale wolałabym jakbyś przeszedł mi po staniki, bo mi się kisiel zaraz spali- mówi i znika. Ja bez żadnego zastanowienia wychodzę z domu i zbieram staniki gdzieś pomiędzy krzakami i psimi kupami. Znajduje się właśnie przed mieszkaniem właścicielki pokaźnej ilości staników. Pukam do drzwi.

-Przyniosłem Ci … - mówię nieśmiało.

-Tak, Grzesiu przyniosłeś mi moje spadochrony. Jestem Ci wdzięczna. Zjesz ze mną kisiel cytrynowy?- pyta, jest taka naturalna. Taka podobna do Ciebie.

-Skąd Pani wie jak mam na imię?- pytam

-Oj Grzesiu, pracuje z Tobą od 2 miesięcy. Igła mówił, że jesteś bardziej w tamtą stronę, no ale nic. 

___________________________________________________________
I tak to wszystko zaczyna się kształtować. Jak się podoba?
Nie zapraszam na inne, bo nic nowego ostatnio nie było.

Ale za to zapraszam WAS NA TO BARDZO SERDECZNIE, bo to nowość, będzie tam tylko 5 rozdziałów, mam nadzieje, że ostatnie, czas odejść. Ale mówię tak, a dalej pisze, tak to jest. 

Ulotne Szczęście -> wejdź, zostaw znak po sobie. Bądź ze mną przy ostatniej historii.

masz do mnie pytanie, spostrzeżenie, cokolwiek- ASK

Pozdrawiam Annie.

środa, 5 lutego 2014

Rozdział Pierwszy



Pierwsza minuta może być ostatnią,
Dlatego ceń jak ostatnią,
Dlatego wiedz, że ostatnią, 
Ostatnia minuta może być pierwszą ,
I szczerze chuj w to,
Bo rozumieją to, gdy już jest za późno




Grzegorz Kosok- ponad dwa metry, dosyć przystojny, charakterny, egoistyczny. To tylko kilka epitetów które mnie opisywały. No właśnie opisywały. Z dnia na dzień, będąc coraz bliżej Ciebie Emilko, stawałem się kimś innym, kimś kim jestem teraz. Emocjonalnym roztrzęsionym niedorozwojem, bo odeszłaś tak nagle niespodziewanie.  Jak dziś pamiętam dzień, w którym powiedziałaś mi, że nie długo dane nam będzie się wspólnie cieszyć szczęściem, wyrwałaś mi serce, jednak włożyłaś go powrotem do mojej piersi i zakleiłaś szczelnie bezbarwnym klejem zwanym miłością… Życie stało się bajką, było idealnie. Wspólne poranki, pocałunki na dobranoc, wspólne zajadanie się Twoimi kochanymi rodzynkami, które do tej pory można znaleźć w każdej szafce w mojej kuchni. Myślałem, że ten przeklęty dzień nigdy nie nadejdzie. A nadszedł.  

Bardzo boli mnie dusza, która krzyczy bez Ciebie. Chce znów napawać się Twoim zapachem, tulić twarz w idealnie proste włosy pachnące brzoskwinią. Chce znów czuć malinowy smak Twoich ust. Chce Ciebie, Emilio.


Nie mogę się pogodzić z Twoją śmiercią. Niejednokrotnie zadawałem sobie pytanie, dlaczego? Dlaczego Ty?  Dlaczego właśnie Ty, mój mały, kruchy aniołek? Czemu Bóg z miliarda ludzi kroczących po tym Ziemskim padole wybrał właśnie Ciebie? Dlaczego zabrał mi szczęście i nadzieję ?  Na Twoim pogrzebie było wiele osób, byłem i ja stercząc gdzieś na końcu zalewając swoją czarną marynarkę gorzkimi łzami rozpaczy, mój przeraźliwy ból zmieniał się w przenikliwy lament i tęsknotę. Mam w sobie dziurę, wyrwę tak wielką niczym krater od największego wulkanu z którego stale wypływa wielka i gorąca lawa wspomnień. Która wypalała we mnie kolejne blizny, powodowała szramy na całym ciele, odbierała zmysły,  bo pragnę tylko Ciebie, Twojego dotyku, spojrzenia, głosu, tego jak przygryzałaś moją dolną wargę, jak słodko się obrażałaś, jak byłaś moim sercem, moim natchnieniem. Moją jedyną miłością, tą prawdziwą i niepowtarzalną. Niespotykaną.


Twoja mama powiedziała mi, że mówiłaś o mnie przed śmiercią, kazałaś przekazać, że kochasz mnie najbardziej na świecie, tylko czemu ja nie zdążyłem powiedzieć Ci tego samego, czemu nie mogłem złożyć delikatnego pocałunku na Twej dłoni, czemu nie mogłem się do Ciebie przytulić, pogłaskać po włosach, czemu nie mogłem tak po prostu być. Tłumaczono mi nie raz, że nie chciałaś bym na to wszystko patrzył, patrzył na Twoją śmierć, bo to wyniszczało Cię od środka, lecz nie pomyłaś o mnie, myślałaś tylko i wyłącznie o sobie.  Twoja śmierć miała mnie czegoś nauczyć, miała być lekcją, chciałaś bym poszedł do przodu, a nie wciąż stał w miejscu w którym notabene dalej stoję i nie wiem za żadne skarby świata jak ruszyć, bo to Ty byłaś moim motorem napędowym.


Kolejny dzień bez Ciebie który zamienił się w tydzień i miesiąc. Od Twojego odejścia minął prawie rok, nadal chodzę osowiały, nadal bez rytmu, bez wiary, natchnienia. Bez Ciebie. Chłopaki stale wyciągają mnie do klubów, dyskotek, knajp które męczą mnie jeszcze bardziej niż wspomnienia chwil spędzonych razem. Wracam po raz kolejny dzisiejszego dnia do domu, zjadam kiepsko przyrządzone mielone, odgrzane w mikrofali, idę do sypialni, biorę z niego telefon i udaję się do łazienki. Nalewam wody do wanny i wchodzę do niej natychmiastowo. W telefonie odnajduje numer do Ciebie i wciskam zieloną słuchawkę, w której słyszę Twój melodyjny głos, za którym tak bardzo tęsknie. Łzy zaczynają zbierać się w moich oczach, a przez głowę przebiega myśl ‘przecież chłopaki nie płaczą’ odstawiam telefon na pralkę przykurczam nogi i zatapiam się w wielkiej wannie wstrzymując oddech, nie słyszę nic prócz miarowego bicia serca, które z chwili na chwilę coraz bardziej przyspiesza. Czuje swój puls, czuje wszystko, szum w głowie staje się coraz głośniejszy, w momencie kiedy płuca chcą wystrzelić by rozmaślić się na białych łazienkowych płytkach z impetem prostuje nogi i znów znajduję się na powierzchni łapczywie oddychając.


Idę na trening, i uświadamiam sobie, że nauczyłaś mnie czegoś cholernie ważnego, czegoś czego nikt nigdy mnie nie nauczył. Nauczyłaś mnie kochać. 



_________________________-
Boże, jest. Zaczynam uwielbiać tego bloga i to jest przykre,
Mam nadzieję, że rozdział jest warty waszego czasu, że się nie zawiedziecie.
Jak wam się podoba ?


Dla Darii kochanej mojej.

Pozdrawiam Anka.