Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i
Nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół i
Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze,
Że nie wiesz co u mnie, bo pękło by Ci serce.
Za co tak kochałem? Przecież nie kocha się za coś, nie
istnieje żaden racjonalny powód do miłości. Odkąd pamiętam wierzyłem, że nie
jestem wstanie pokochać kogoś tak mocno, że uczucie to powoduje, że nie myślę
normalnie, że brakuje mi słów. Zawsze do rozpuku byłem przekonany, że jeszcze
muszę się wyszaleć, że na mnie przyjdzie czas, a rodzinkę jaką miał Igła, Alek
czy którykolwiek z chłopaków określałem jako cel który chciałbym osiągnąć, ale
jeszcze nie teraz. Wtedy pojawiłaś się Ty, Emilko i cały mój misterny plan
poszedł w diabli.
Był ciepły lipcowy
poranek, a ja borykałem się z kontuzją łydki, która co rusz przypominała mi o
swoim istnieniu. Byłem zły na siebie i na cały świat, bo znów pół sezonu
reprezentacyjnego musiałem spędzić w Rzeszowie na leczeniu tego ustrojstwa.
Każdego dnia wstawałem z myślą, że chłopaki fizjoterapeuci powiedzą mi ‘Stary,
wracasz do Spały’ lecz czekałem, a chłopaki przegrywali kolejne spotkania, by
upaść boleśnie na tyłek. Nie mogłem im pomóc i to chyba dobiło mnie najbardziej,
bo nic nie boli jak fakt, że widzisz upadek swoich kumpli, a nie możesz im
pomóc w żaden sposób. Szedłem przez park, w głowie przewijało mi się niemal
milion myśli byłem tym Grześkiem o którym niewątpliwie chcę zapomnieć. Nagle
usłyszałem pisk. Pisk za którego mógłbym się teraz pokroić żywcem, byle by go
tylko usłyszeć. Szybkim krokiem, jak na moje dotychczasowe możliwości udałem
się do miejsca z którego było słychać głos.
-Boże, coś się stało? Jesteś cała?- mówię stając obok niej, i podobnie jak ona zadzierając głowę do góry.
-Tak jestem cała, ale widzisz Filemon tam wszedł-pokazuje palcem wskazującym wielgaśne drzewo- i miałczy teraz, jejuńciu jak ja go stamtąd zdejmę. -Wytężam wzrok najmocniej jak tylko potrafię i widzę czarnego kociaka który z dziecięcym zapałem wdrapuje się na coraz to wyższe gałęzie.
-Spokojnie, głowa do góry- zaczynam się śmiać, dziewczyna nagle przenosi wzrok na moje czekoladowe tęczówki i uśmiecha się lekko, co mnie niesamowicie satysfakcjonuje. Jesteś piękna Emilko, pamiętasz tak właśnie się poznaliśmy.- To jest kot, kotki lubią takie przygody, jak zgłodnieje to zejdzie- dodaje z coraz to większym uśmiechem na ustach. – Przepraszam, dureń ze mnie. Nie przedstawiłem się, Grzesiu jestem- mówię lecz Ty nadal stoisz niewzruszona. Uśmiechasz się, by po chwili schować twarz w dłoniach - Wszystko w porządku? Powiedziałem coś nie tak?- pytam, a Ty zaczynasz śmiać się jak małe dziecko.
-Przecież wiem kim jesteś, to jest Rzeszów. Tu nawet dozorca wie kim jesteś. Emilka jestem – dodaje wyciągając rękę zwiniętą w drobną piąstkę. Po chwili przybijasz z dziewczyną żółwika. –Jak Twoja noga?- pyta widząc zatejpowany kawałek skóry.
-Dziękuję, już jest lepiej. Chociaż nie powiem, wolałbym być teraz w Spale z chłopakami.- znów to cholerne uczucie, które mi towarzyszy, uczucie bezsilności.
-Grzesiątko, głowa do góry, będzie zajebiście- mówisz, a ja śmieje się, ze słowa jakim mnie nazwałaś. Nikt wcześniej tak do mnie nie mówił, a w Twoich ustach brzmiało to jakoś inaczej. Miałem nieodparte wrażenie, że znamy się co najmniej wieki, a znaliśmy się zaledwie kilka chwil.
-Może –dodaje lecz nagle Twój uśmiech który jest niesamowity sprawia, że nie mogę się odezwać, język prawie, że staje kołkiem w mojej buzi, która niby zawsze była wyszczekana.- Może, byśmy przeszli się na kawę?- w końcu słowa wypadają ze mnie niczym z karabinu maszynowego.
-Przepraszam, ale muszę poczekać, aż Filemon zejdzie z tego przeklętego drzewa, bo przecież sam nie wróci do domu.- mówi z wyraźną skruchą w głosie. Czuje w podświadomości swojego umysłu, że teraz wolałaby pić ze mną cieplutką latte, taką jak uwielbiłaś z dużą ilością słodkiej piany.
-To poczekam z Tobą, jeśli oczywiście, nie masz nic przeciwko temu- i tak się poznaliśmy .
Kolejne dni stawały
się bardziej kolorowe przez drobną ciemnowłosą dziewczynę, która sprawiała, że
stawałem się innym człowiekiem. Po kilku miesiącach w których były wzloty jak i
nasze małe upadki docieraliśmy się niczym stare małżeństwo. Postanowiliśmy
zamieszkać razem. Było idealnie, czasami mieliśmy ciche dni, bo ja rzucałem
swoje rzeczy po treningu, po całym mieszkaniu, lub ona zostawiała tuziny
lakierów do paznokci w lodówce w miejscu na cytrynę. Mimo wszystko, było
idealnie. Nie zachowywaliśmy się jak przeciętna para, która ma pewne
przyzwyczajenia i żyje według nich. Dla nas każdy dzień, był innym nowym
wyzwaniem, lecz nadal idealnym. Zaczynaliśmy planować naszą przyszłość,
chłopaki z drużyny dziwili się, że dałaś radę mnie tak zmienić, ja sam w to
wątpiłem, obawiając się momentu, że mogę Cię skrzywdzić robiąc coś naprawdę
głupiego. Tak żyliśmy z minuty na minutę okazując sobie jacy jesteśmy dla
siebie ważni. Potem stało się coś, czego nigdy, przenigdy Ci nie wybaczę.
Wracając z wyjazdowego meczu zastałem w domu przeraźliwą pustkę. Biegałem
niemal w amoku po mieszkaniu szukając Cię w każdym zakamarku naszego domu.
Nigdzie Cię nie było. Pojechałem do Twojej matki. Dzwoniłem. Pisałem. Nic nie
przynosiło wymarzonego efektu, nadal nie wiedziałem co się z Tobą dzieje, a Ty
Emilko byłaś cholerną egoistką, zadecydowałaś za nas oboje. Nie interesowało
Cię, co się ze mną dzieje, jak pragnąłem byś wróciła. Jak każda sekunda stawała
się wiecznością, bo Ty miałaś kaprys odejść bez pożegnania. Odejść na wieki.
Lecz nie bój się, nie bój się teraz, bo i ja się nie boje, bo wiem, że jesteś
tuż obok mnie. Widzisz jak bez Ciebie usycham, jak staje się nikim. Już teraz
nie zdam Ci pytania- Dlaczego ? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego nie
powiedziałaś, że jebany rak zżera cię od środka? Dlaczego Twoja matka unikała
mnie jak ognia i nie powiedziała mi, że ma Cię już przy mnie? Czułem się jak
pierdolony śmieć, jak zwykła rzecz. Dlaczego powiedziała mi, że mnie nie
kochasz, skoro każdego dnia zapewniałaś mnie o swoim uczuciu, mówiłaś, że nie
liczy się nic więcej oprócz nas. Dlaczego, kurwa to zrobiłaś? Kochanie, czemu
odeszłaś?
_________________________________
Długo mnie tu nie było, ale obiecuje, że już wracam tu na dobre. Znaczy jesteśmy już praktycznie w środku opowiadania, więc nie będziemy długo tu gościć, chyba, że coś mi odbije i napisze jakiś bonus czy coś w tym stylu. Mam cichą nadzieję, że nie zapomniałyście o Grzesiu? I zostawicie tu jakiś znak po sobie.
Zapraszam Was na nowy rozdział u Zatiego -> Pruderyjna Gra
Zapraszam też na zupełną nowość, a zarazem pożegnanie z blogerem -> Ulotne Szczęście
W razie pytań -> ASK
Pozdrawiam Annie.
a było tak słodko :( koty łączą ludzi xD
OdpowiedzUsuńNo w koncu. Dobrze jest.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego mu nie powiedziała o tak istitnej rzeczy. On też miał prawo się do tego przygotować...
OdpowiedzUsuńCzyli Emilka odeszła od Kosoka, bo wydawało jej się, że gdy ukochany dowie się o śmiertelnej chorobie, to co? Załamie się? Odeszła bez słowa i zrobił dokładnie to samo. Nie lubię czytać o śmierci, o czym wiesz ;p
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam, to nowa lokatorka mieszkania o której wspomniałaś w poprzednim rozdziale również lubi koty i jest nawet podobna do Emi? Ale to nie wiem czy dobrze czy źle? I znowu nie mam żadnego (!) pojęcia jak pokierujesz dalej to opowiadanie, dlatego czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
Ich miłość Emilki i Grzesia była cudowna, piękna i idealna. Czemu ona nie powiedziała mu o chorobie? A tak poza tym masz już 5 komentarzy no i Grzesiu *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam J.
Cytat ze "Spadam" na początku ♥
OdpowiedzUsuńA później było tylko lepiej :) Ten powrót do przeszłości był taki uroczy i przyjemny, niestety później nastąpiło zetknięcie z rzeczywistością, która dla Grzesia okazała się okrutna. Jak już pisałam, serce się kraje, jak się to czyta ;c Może i ona chciała dobrze, ale wyszło odwrotnie. Nie dała mu szansy na wybór, na pogodzenie się z sytuacją, pożegnanie. Zostawiła i tak zranionego z masą domysłów. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak odbuduje swoje życie :)
I jak zwykle wszystko się musiało spieprzyć.
OdpowiedzUsuńEmilia pojawiła się wtedy, gdy Grześ jej najbardziej potrzebował, a odeszła, kiedy się tego najmniej spodziewał.
Biedny Grześ. NO kurcze powinni sobie porozmawiać. A nie, że ona nagle znika. Podejmuje decyzje za nich dwoje, ale tylko myśląc, że to jest dobre dla niej. No cóż.
OdpowiedzUsuń